Przystanek w drodze do lepszego życia
Niektóre mają kilka miesięcy, inne kilka lat. W swoim krótkim życiu często przeszły więcej niż niejeden dorosły człowiek. Gdy zapada decyzja o odebraniu ich rodzicom lub dziadkom, niekoniecznie muszą trafić do domu dziecka. Szansą dla takich dzieci są rodziny zastępcze lub rodzinne domy dziecka. Jedyny mankament jest taki, że wciąż ich brakuje. Za to w tych, które poznaliśmy ostatnio w naszym powiecie, na pewno nie brakuje miłości, bezpieczeństwa i szacunku. To bardzo ważny przystanek w drodze do lepszego życia.
W olkuskim Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie spotkaliśmy się z dwoma mamami, które zdecydowały się na zostanie rodzinami zastępczymi. Po przejściu niezbyt skomplikowanych procedur otworzyły drzwi swoich domów dla dzieci, które zamiast w pełni cieszyć się dzieciństwem, doświadczyły wiele złego. A teraz przez kilka tygodni bądź miesięcy żyją tak, jak powinno żyć każde dziecko – bez poczucia strachu, przemocy, codziennego widoku pijanych rodziców. Zamiast tego mają ogrom miłości, bezpieczeństwa i szacunku. Bo tu nie chodzi tylko o zwykłą opiekę i ciepły obiad na stole.
Stwórzmy dom, taki prawdziwy!
Decyzja, która ma przecież wpływ na życie całej rodziny, nie zapada w ciągu kilku chwil. I nie jest decyzją „na chwilę”. Obie panie, z którymi rozmawialiśmy, z pomocą innym były „za pan brat” na długo przed tym, zanim zostały rodzinami zastępczymi.
– Wolontariat od zawsze był „wpisany” w mój życiorys. Już jako nastolatka pomagałam w hospicjum, domu małego dziecka. W pewnym momencie uznałam, że mogę tę pomoc nieść stale. Dom, duży ogród, odpowiednie warunki dla dzieci… Złożyłam papiery i kilka miesięcy temu trafiła do mnie dwójka dzieci. Nie ukrywam, że najtrudniejsza była logistyka. Zrobienie kursu, praca, dom – musiałam poprosić rodzinę o pomoc i nieco przeorganizować codzienne życie. Ale od początku byłam pewna, że będzie warto i się nie pomyliłam – opowiada pani Karolina. Teraz jest zawodową rodziną zastępczą, pełniącą funkcję pogotowia rodzinnego.
Pani Grażyna uśmiecha się, gdy pytam ją o początki rodzinnego domu dziecka, który prowadzi od sześciu lat. – Zajmowałam się chorą babcią, miałam swoje dzieci i dwoje dzieci z rodziny pod opieką, kurs opiekuna osoby starszej za sobą. Wówczas pojawiła się możliwość zajęcia się miesięcznym noworodkiem. Dziewczynka była u nas pięć miesięcy, została adoptowana – wtedy zdecydowałam, że chcę się tym zajmować na stałe. Do chwili obecnej, przez sześć lat, mieszkało u nas w sumie już dwanaścioro dzieci. Najtrudniejsze było pierwsze rozstanie. Przecież my traktujemy te dzieci jak swoje. I choć wiemy, że idą do rodzin, gdzie będą kochane i szanowane, to zawsze ciężko się rozstać. Mamy kontakt, wysyłamy sobie zdjęcia, czasem się odwiedzamy – mówi pani Grażyna, od której bije spokój i ciepło.
Każde dziecko to indywidualna historia
Dzieci znajdują w tych domach miłość, a „przyszywani” rodzice czują, że ich życie ma jeszcze większy sens. Nawet wtedy, gdy zmagają się z problemami dnia codziennego – chorobą, złym humorem, kłopotami w przedszkolu.
Obie panie bez zastanowienia odpowiadają na pytanie, co jest najfajniejsze w drodze, którą wybrały. – Dom nie jest pusty. Dwoje dorosłych dzieci studiuje, a trzecie – nastolatka – ma już swoje sprawy. Na szczęście syndrom opuszczonego gniazda mi nie grozi – śmieje się Karolina. – Ale proszę nie myśleć, że rodzina zastępcza wynika z egoizmu – dla mnie to bardzo ważne, aby mieć się kim zajmować i sprawić, żeby te dzieciaki dostały wszystko, na co zasługują.
Pani Grażyna mocno podkreśla, że każde dziecko to indywidualna historia, z każdym jest inaczej. – Możemy dać komuś cząstkę siebie, jesteśmy potrzebni i to do nas wraca. Dzieci pamiętają o nas i, co ważne, obdarzają nas zaufaniem.
Przy decydowaniu się na zostanie rodziną zastępczą lub rodzinnym domem dziecka nie bez znaczenia jest zdanie własnej rodziny. W końcu jej członkowie, w większym lub mniejszym stopniu, w nowym życiu będą uczestniczyć na co dzień.
Karolina zebrała wszystkich domowników na rozmowę. – Powiedziałam, jakie są moje plany i co oni na to. Wszyscy się zgodzili. Oczywiście dokładnie przegadaliśmy każdy aspekt i już można było zacząć działać. Zrezygnowałam z pracy, zostałam zawodową rodziną zastępczą. Szybko okazało się, że najmłodsza córka, nastolatka, bardzo się zaangażowała. Chyba brakowało jej młodszego rodzeństwa. Jest wolontariuszką w szkole i jak na razie chce zostać przedszkolanką – mówi Karolina.
Pani Grażyna wspomina, że na początku jej syn był zazdrosny. Ale to szybko minęło. – Teraz chwali się w szkole, czym zajmuje się mama. U nas zawsze był dom pełen dzieci. Jak wyjeżdżamy na wakacje z taką gromadką to jest wyzwanie, ale już się tak nie spinam, nie denerwuję. Z czasem wszystko „normalnieje”, już się tak nerwowo na wiele rzeczy nie reaguję. Ważne, że wszyscy są szczęśliwi – opowiada pani Grażyna.
Dla pieniędzy? Nie da się
Często osoby, które decydują się na taką życiową drogę słyszą, że robią to dla pieniędzy.
– Szczerze? Moja pensja w ostatniej pracy była wysoka, poza tym osiem godzin i do domu. A teraz to praca 24 godziny na dobę. Patrząc tylko z finansowego punktu widzenia, zdecydowanie bardziej opłacałaby mi się wcześniejsza praca zawodowa – twierdzi pani Karolina.
– Oczywiście, że słyszę takie opinie. Ale z drugiej strony ludzie widzą również, ile to kosztuje poświecenia, czasu. Słyszę tak samo od znajomych, że oni by się takiej pracy nie podjęli. Moim zdaniem nie da się tego robić dla pieniędzy – podsumowuje pani Grażyna.
Rodziny zastępcze z naszego terenu tworzą także jedną wielką rodzinę. Wraz ze swoimi pociechami spotykają się, rozmawiają, wymieniają doświadczeniami. Niedawno po raz kolejny PCPR zorganizował piknik rodzinny w dworku w Krzykawce. Na wspólnej zabawie dzieci i dorosłych czas szybko upłynął. A to z pewnością nie ostatnie takie spotkanie.
Wsparcie najbliższych oraz innych rodzin zastępczych to nie wszystko. Obie mamy, z którymi się spotkaliśmy, mówią zgodnie: zawsze, w każdej sytuacji możemy liczyć na pracowników PCPR – u.
Nie bój się spróbować!
Dzieci, które muszą opuścić swój rodzinny dom, niestety nie brakuje. Brakuje za to miejsc, w których odzyskają poczucie bezpieczeństwa i poczują, że są kochane i wyjątkowe. Wcale nie trzeba spełniać wyśrubowanych wymagań, by zostać rodziną zastępczą. Przy okazji wizyty w PCPR – ze zapytaliśmy i o te kwestie.
Zatem na początek trzeba się zgłosić do PCPR – u (mieści się w Olkuszu przy ul. Piłsudskiego 21).
Niekoniecznie musi to być to być małżeństwo, osoba samotna również ma szanse, zgodnie z przepisami, stworzyć ciepły dom dla potrzebujących maluchów. Oczywiście konieczny jest dobry stan zdrowia, odpowiednie warunki mieszkaniowe, niekaralność.
-Zachęcamy do zostania rodziną zastępczą lub rodzinnym domem dziecka. Takie miejsca pozwalają wyrównać deficyty – zdrowotne, emocjonalne, edukacyjne – u dzieci, które z różnych względów nie mogły pozostać w swoich rodzinnych domach. Te dzieci często wymagają więcej uwagi, z powodu złych przeżyć. A nigdzie nie będzie im lepiej niż w ciepłym, kochającym domu – mówi Anna Curyło – Rzepka, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Olkuszu.
– Każda nasza rodzina ma swojego koordynatora, który pomaga jej w codziennych sprawach. Warto zaznaczyć, że koordynatorzy mają także kontakt z dziećmi przebywającymi w rodzinach zastępczych – dodaje Ewa Sobolewska, kierownik zespołu ds. pieczy zastępczej w olkuskim PCPR – ze.
Jeśli ktoś zainteresował się taką formą pomocy potrzebującym dzieciom, pracownicy PCPR – u czekają na kontakt – Olkusz ul. Piłsudskiego 21, tel: (32) 641-32-92, (32) 643-39-41, email: pcprolkusz@wp.pl